wyborny obiad, doskonałe wino, stare wspomnienia, sam na sam o szarej godzinie — a przecież, gdy mama wniosła wreszcie lampę i przydreptał za nią ojciec z chytrze zaciekawioną miną, znaleźli oboje młodą parę, siedzącą na kanapie, a wyraźnie skłóconą — każde w swoim kącie.
To było coś takiego, że można było śmiać się... i zarazem płakać!...
Co dnia oświadczyny płoną na języku Eryka, ale gdy tylko zauważę, iż wybuch ma nastąpić, jestem tuż z sikawką i gaszę pożar. Jakże dobroduszni i wzruszający są w gruncie rzeczy ci mężczyźni! Że też Eryk nie uderzy nigdy pięścią w stół i nie krzyknie nagle: „Ale teraz już naprawdę dość mam tego, dzieciaku! Żadnych sztuk więcej! Chcesz mnie czy nie chcesz?“
Sądzę, że byłoby to najmędrsze z jego strony tak mnie raz oszołomić i zmusić do oznajmienia swojej barwy. Miałabym prawdziwą rozkosz, widząc go raz szczerze złym.
Mniemam, że pokochałabym go, gdybym poczuła się kiedykolwiek małą i tchórzliwą pod jego mocną ręką. Ale oto siedzi on tam i drży myśl, że pokażę mu tę zmęczoną i obojęt-