w papę. Ale gdy wkońcu na wychodnem chciał mi włożyć kalosze i nadto w obecności kilku panów i dam wyrzekł komplement pod adresem mojej „czarującej nóżki” — ta nóżka udzieliła mu czarującego a dotkliwego szturchańca, skutkiem którego potoczył się wtył i dalsze pochlebne uwagi zachował już dla siebie.
A ci inni — zarówno krewni Eryka, jaki obcy! Wszyscy podchodzili z wykrętnemi napomknięciami i uprzejmemi powiedzeniami. Jegomość zapraszający mnie do tańca, niechybnie rozpoczynał od jakiejś uroczystej formułki: „gdyby łaskawa pani miała przelotną chwilkę dla mnie”, albo: „o ile wolno mi zabrać jej moment!” A Eryk, depcący mi cały wieczór po piętach, skłaniał naówczas głowę z uprzejmym uśmieszkiem, jakby to on udzielał zezwolenia.
Gdy bal się skończył, chciał wsiąść do mojej dorożki. Szepnęłam: „nie waż się!“ Zrozumiał, że mówię poważnie. Ale przez całą powrotną drogę płakałam, jakby mnie obito; w domu zaś zerwałam piękną sukienkę z siebie tak, że zgroza była na nią patrzeć. A przecież tak ładniutka i wesoła byłam, jadąc z mamą na bal! W obcisłej błękitnej sukni z tiulowemi kokardami na ramionach... Podobam się sobie samej, gdy jestem tak wysztafirko-
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/65
Ta strona została przepisana.