nym wzrokiem silił się daremnie przedrzeć moją maskę. Potem rzekł:
— Czy w istocie mam odesłać pojazd? Sądzę, że jest się w nim nieco mniej skrępowanym.
Rozkazałam: „Odeślij go pan natychmiast!“ — i byłam rada, że mam tyle zimnej krwi.
Skłonił się lekko, przystąpił do dorożki, zapłacił woźnicy i dał mu zlecenie, po którem pojazd natychmiast ruszył.
Staliśmy sami na ogromnym placu. Rzekłam: „Pójdźmy!”, obierając kierunek w stronę stacji Klampenborg. Szedł obok mnie. Po krótkiej pauzie rzekł:
— A teraz?
— A teraz? — powtórzyłam jego słowa.
— Ależ łaskawa pani, o co właściwie chciałaś mnie spytać?
Szczerze mówiąc, zapomniałam przygotować pytanie. Aby zyskać na czasie, odparłam:
— Chodzi o pewien zakład — pomiędzy mną i pewnym panem. Nagroda wynosi sześć flakonów perfum francuskich.
— I ja mam ten zakład rozstrzygnąć?
— Tak — o ile zechce pan być tak uprzejmym. Bardzo mi na tem zależy.
— Sześć flakonów perfum francuskich! Hm... proszę, słucham panią.
— Chciałabym wiedzieć — proszę, powiedz
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/72
Ta strona została przepisana.