otwarcie, uważam to za zupełnie zbędne, aby zamawiano mnie w chłodny wieczór zimowy w odległem miejscu jedynie dla zapytania, jak się nazywam.
Ja — skromnie i spokojnie:
— Ależ dlatego nie sądziłam wcale, że pan przyjdzie. Toć podobno otrzymuje pan codzień mnóstwo listów anonimowych.
O n — nieco łagodniej:
— To też przyszedłem jedynie dlatego, że charakter pisma pani zainteresował mnie. Był — mimo widocznego wysiłku zmiany — tak bardzo damski: subtelny i oryginalny.
— Teraz pan schlebia mi, panie Mörck. W gruncie rzeczy niema we mnie nic ciekawego — nawet tego, abym była w panu zakochana. Pan pewnie liczył na to?
Teraz wyglądał tak, jakby miał najwyższą chęć mnie pożreć, ale zmilczał. Dotarliśmy do parku Őrsteda.
Na rogu zatrzymałam się.
— Muszę już wracać do domu, panie Mőrck. Otóż czy zechce mi pan odpowiedzieć na moje pytanie?
— Pod jednym warunkiem!
— Mianowicie — pod jakim?
— Że pozwoli mi pani zobaczyć swoją twarz i wymieni swoje nazwisko.
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/74
Ta strona została przepisana.