Jeszcze raz prosił, abym wymieniła swoje imię.
— Nie! — oparem się — nie dowiesz się go pan dzisiaj.
— A więc innym razem? Zatem chce pani jeszcze raz mnie widzieć?
Nie wiedziałam, czego chcę i czego nie chcę. Szepnęłam: „Może!” I zaraz spytałam:
— Powiedz mi pan, dokąd właściwie chciałeś mnie zawieźć?
— Do restauracji lub do swego mieszkania, co pani wybrałaby. W każdym razie tam, gdzie moglibyśmy pogawędzić poufnie i wypić kielich szampana.
— Więc pan sądził, że jestem osobą tego rodzaju?
— Jakiego rodzaju? Zapewniam panią, że damy wszelkiego gatunku mogą wypić kieliszek szampana.
— Tak, ale nie z panem.
— Pani naprawdę tak sądzi? Czy w istocie upatrywałaby pani coś złego w tem, gdybyśmy naprzykład spędzili razem na poufnej gawędce jeden wieczór?
— Nie może nic, gdyby pan zachował się tak ładnie, jak teraz, gdy odbywamy spacer razem.
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/77
Ta strona została przepisana.