ich rzeczywistość. To, co uczyniłam, wydaje mi się fantastycznym bezsensem. A potem z drugiej strony mam wrażenie, że jest to jedyna rzecz w mojem dotychczasowem życiu godna zanotowania. I znów powiadam sobie: „Nędzna, śmieszna heroino, która dokonałaś zaledwie tego, co tysiące przeciętnych dziewcząt czyni co dnia zgoła bez bohaterstwa! Tak... gdybyś go chociaż kochała! gdyby on ciebie kochał!”
Ale cóż to było? Z mojej strony tylko wypadkowy kaprys, z jego strony — co najwyżej chwilowe podrażnienie, pikantna niespodzianka, która spadła mu na głowę, a której raczył łaskawie poświęcić parę godzin.
Znienawidziłam go zgóry. Miał odegrać rolę w mojem życiu; on, człowiek obcy, dla którego byłam niczem, narzucił się jak władca moim myślom i snom. Jego oczy rozkazywały mi. Chciałam tedy wyemancypować się z pod jego woli!
Tak, to był sens tego zdarzenia. Musiałam raz spotkać się oko w oko z tym człowiekiem, aby owładnąć nim, aby móc podjąć z nim walkę — z człowiekiem rzeczywistym, a nie z sennym obrazem.
Oto wyjaśnienie i zarazem usprawiedliwienie wyznaczonej przeze mnie schadzki.
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/79
Ta strona została przepisana.