Pragnęłam uwolnić się odeń. A skończyłam na tem, że obiecałam mu nową schadzkę.
Zachciało mi się być mocniejszą niż on.
I byłam taką — z początku. Upajałam się wprost jego niepewnością, zakłopotaniem. Igrałam z nim, dręczyłam go, drażniłam.
Ale właśnie w chwili, gdy sądziłam już, że trzymam palmę zwycięstwa w ręku, on rzucił mnie na ziemię. Widzę go jeszcze przed sobą, żegnającego mnie grzecznie drwiącem „adieu“. Odczułam jego spojrzenie jak cios w policzek — a gdy się odwrócił i odszedł, ulękłam się, że go tracę. Przywołałam go znowu. Czułam się tak słaba... i jednocześnie szczęśliwa ze swej słabości.
Ten człowiek obcy... Oczywiście jest obcym dla mnie. A przecież nie wiem, czy jest ktoś, kto pociągałby mnie taką bliskością ku sobie. W stosunku doń niema mowy o tem, aby być „damą“ lub *wyniosłą”. Jego słowa i ton głosu uwięziły mnie tak naturalnie i napełniły czcią. Było coś cudownie muzykalnego w jego sposobie zharmonizowania swojej istoty z moją. Podobnego uczucia doznawałam niekiedy, gdy tańczyłam z kimś, co prowadził mnie dokładnie według taktu muzyki. Kiedy zamykam oczy, mogę jeszcze usłyszeć jego głos. Tak, jest w tem rytm jakiś; mam wra-
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/80
Ta strona została przepisana.