żenie, jakobym tańczyła — długi, powolny, kołyszący tan. Słyszę jeszcze wyrazy pożegnalne, z któremi ujął oburącz moje dłonie, i z uśmiechem przyjaznym, a bez natręctwa zajrzał mi w oczy:
— Bądź zdrowa, pani. Jesteś uroczą nieznajomą dzieweczką. Cieszę się niezmiernie, żem cię poznał.
Dziwne, że oczy mogą tak się zmieniać. Na przyszłość jego oczy już nie sprawią mi lęku.
Ani nie ulęknę się nowego z nim spotkania. Radowało mnie to i bawiło... Gdyby tylko nie było to tak szalone i bezsensowne! Gdyby nie było to tak bezgranicznie lekkomyślne!
Czyż jednak jest tak nierozsądne być lekkomyślną? Cóż wart jest ten, który nigdy nie czynił nic innego, jeno to, co jest cnotliwe i nudne? Czemuż ma się być tak tchórzliwym, aby nigdy, wędrując pełną kurzu drogą, nie uszczknąć kwiatu z ogródka, obok którego się przechodzi? Otóż chętnie przeskoczyłabym przez druty ogrodzenia, choćby suknia moja poszarpała się przytem zlekka — gdyby nie powstrzymywały mnie stroskane oczy mojej mateczki. Boję się twoich smutnych ocząt, mamo. Gdybyś odkryła coś, nie mogłabyś mnie zrozumieć — poczytałabyś mnie za zgu-
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/81
Ta strona została przepisana.