bioną. A przecie — ten welon: jakże znalazł się w twem posiadaniu? Kiedy w życiu twojem był ci potrzebny?
Ten welon, który opowiada o tajemniczych wędrówkach i kryje jeszcze w swoich fałdach aromat zwiędłych kwiatów?
Eryk był dziś u nas po obiedzie. Mówiwiliśmy wyłącznie o Mőrcku. Eryk zapytywał, czy nie miałabym chęci spotkać się z nim kiedyś. Odparłam: nie. Powołałam się na jakąś znajomą damę, od której rzekomo słyszałam, że jest to nudny pozer.
Teraz Eryk zmuszony był wystąpić z nową pochwalną mową na cześć przyjaciela. Twierdził, że gardzi damą, która coś podobnego rzec mogła. Nie musi mieć wcale rozumu. Z pewnością jest to gęś, dla której Mőrck nie chciał trwonić swego dowcipu.
Prowadziłam nader rozumnie sprawę mojej klientki. Byłam nieznużona w wynajdywaniu nowych oskarżeń, które Eryk ku mojej radości potrafił burzyć za każdym razem. Zaprawdę, panie Mőrck, musiało ci dziś wieczorem dzwonić w uszach — istną burzą dzwonów.
Ale ten biedny Eryk!... Wszakże powinien był coś przeczuć!...