dla młodej dziewczyny tak palić się do podobnych rzeczy.
Kiedy dziś wieczorem wybiła siódma na wieży Św, Mikołaja, pewna wysoka i zakwefiona postać kobieca skierowała się od starej ulicy Królewskiej ku Nowemu Rynkowi. Wysoka postać męska, otulona w futro po uszy, szła jej na spotkanie. Za mężczyzną sunął tuż powóz kryty. Stangret otworzył szybkim ruchem drzwiczki, parka zniknęła w powozie, i drzwiczki wnet się zamknęły.
W kilka chwil potem powóz zatrzymał się pod ciemną arkadą dawnych wrót miejskich.
Stangret zeskoczył z kozła i nacisnął dzwonek u podjazdu. Od zewnątrz odsunięto rygiel. Otwierają się drzwi, i w jaskrawej bieli elektrycznych świateł widnieje garson we fraku i w białym krawacie, który kłania się nisko. Jegomość w futrze dopomaga zawoalowanej damie wyjść z powozu. Ufraczony człowiek stąpa przed nimi, dążąc na wyższe piętro.
— Tędy, proszę państwa... Zarezerwowałem różowy gabinet.
— — Taki był wysoce obiecujący, w pewnej mierze romantyczny wstęp do wieczoru,