— A więc musi pani znać architekta Glerupa.
— Znam go wybornie. I pan też.
— Pani wie o tem?
— Tak, Eryk mówił mi wiele o panu. Ma pan w nim dobrego przyjaciela — i wielbiciela zarazem.
— O, Glerup jest entuzjastą.
Mimowoli roześmiałam się.
On: — Z czego się pani śmieje? Czy z tego, że Eryk entuzjazmuje się mną?
Ja: — Szczerze mówiąc, tak! Muszę tylko nadmienić, że jestem nieco rozczarowana naprzekór jemu.
Ta złośliwość nie dotknęła go w najlżejszym stopniu. Przeciwnie, uśmiechnął się, zadowolony, podniósł kielich, błysnął ku mnie okiem.
— Za zdrowie Eryka! Ja zato nie jestem wcale rozczarowany przy spotkaniu z przedmiotem jego najżywszych uwielbień!
Ten jego spokój gniewał mnie. Wszystko — poprostu wszystko zdaje się być mu zupełnie obojętne. Gdy tak kołysał się, wyglądało na to, że nic na świecie nie potrafi go wyrwać z jego leniwego błogostanu. Myślę, że gdyby niebo się otworzyło i para aniołków stoczyłaby mu się na piersi, nie drgnąłby nawet i z równie spokojną miną opróżnił-
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/91
Ta strona została przepisana.