by swój kielich za ich zdrowie. I czy spodobał mi się, czy nie — i o tem na pewno nie myśli. Miałam jawny tego dowód przy opuszczaniu restauracji. Przy mojem nakryciu leżał wspaniały bukiet. Miałam chęć zabrać go jako pamiątkę jedynej mojej przygody w życiu i rzekłam, dotykając go lekko:
— Jakże mi żal tych pięknych kwiatów; ale nie wypada mi wrócić z niemi do domu.
Odparł na to sucho:
— Ale nie warto ich zachowywać; już napół zwiędły.
Oto mi poetyczny, ognisty kawaler!
Odwiózł mnie dorożką niemal do rogu naszej ulicy. Gdy zbliżyliśmy się do celu, spytał, kiedy i gdzie zobaczymy się znowu. Odpowiedziałam, że nie zobaczymy się już nigdy.
— Mój Boże! — rzekł. — Pani nie powinna być tak surową! A ja już cieszyłem się tak bardzo, że kiedyś odwiedzi mnie pani w mojem mieszkaniu. Czulibyśmy się tam znacznie poufniej niż w restauracji.
— Nie! to nie uchodzi. I nie chcę tego.
— Ba!
I pogrążył się milcząco w myślach, Ale kiedy pojazd zatrzymał się, ozwał się znowu tym ściszonym głosem o ponurem brzmieniu:
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/92
Ta strona została przepisana.