nem dla wizytujących, naprzeciw sofki, na której usadowiła się babunia. Na stole zwykły mały posiłek dla gości: tacka z ciastkami i szklaneczka likieru poziomkowego.
Babunia wpatrywała się we mnie wielkiemi spokojnemi oczyma. Ja zaś opowiadałam jej nieco nerwowo — o moich przeżyciach od czasu ostatnich odwiedzin.
— Jedz, dziecko — zachęcała mnie — i wypij kieliszek; to nadaje wargom świeżą barwę.
Wychyliłam likier haustem i jęłam żuć ciastko, które nieomal uwięzło mi w gardle. Mówiłam przy tem przez cały czas, ale prawie nic nie wiem, co mówiłam. Babka nie spuszczała ze mnie oka; w zamyśleniu kiwała wciąż głową. Nagle rzekła:
— Co ci jest, kochanie?
— Ach! nic, babuniu... — i w tej samej chwili oczy moje napełniły się łzami.
Znowu kiwnięcie głową i słowa, wyrzeczone tonem, prawie przebiegłym:
— Przestań, dziecko, i dojdź do komody.
— Co mam teraz zrobić, babuniu?
— Otwórz górną szufladę i wyjmij książkę rachunkową... tę w ciemnej oprawie.
— Oto ona.
W książce leży kilka błękitnych papier-
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/99
Ta strona została przepisana.