głowę. Nie wiem, jak znalazłam się w korytarzu, jak wbiegłam do sypialni matki, którą krzyk mój wyrwał ze snu. Obudzonej nie umiałam dać innych wyjaśnień prócz ustawicznie powtarzanego: „Boję się! boję się!“
Matka wzięła mnie do swego łóżka, utuliła jak małe dziecko, a gdy ukoiłam się wreszcie i leżałam przy niej, cicho płacząc, zadała mi wreszcie pytanie:
— Jakąż masz troskę, Julciu? Powiedz mi! Już dawno chciałam zapytać ciebie, dlaczego odmówiłaś wtedy Erykowi i czemu jesteś dziś tak smutna. Opowiedz mi wszystko, kochanie.
Ale uprosiłam ją, aby na teraz nie żądała ode mnie żadnych wyjaśnień. Później, później o wszystkiem się dowie.
Mateczka ujęła oburącz moją głowę, zwróciła twarz mą w świetle lampy ku sobie, zajrzała mi mocno w oczy i rzekła:
— Tylko jedno, jedno, Juljo, musisz i powinnaś mi powiedzieć w tej chwili. Nie jesteś chyba w —?
Przerwałam, kładąc jej dłoń na ustach.
— Nie, mamo! — uśmiechnęłam się smutno — tego, o czem myślisz, nie potrzebujesz się obawiać.
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/106
Ta strona została przepisana.