spokoju. Ale przyrzeka, że niezadługo prześle mi wiadomość.
Co ranka, budząc się, myślę: „Dziś już musi być list”. Ale dni upływają ciężkie, długie, szare, nie przynosząc mi od niego nic — ani ukłonu, ani wieści, ani jednego marnego słówka.
Jakże on to sam znosi, że jest względem mnie tak okrutny?
Czyliż znikł z powierzchni ziemi? Gdzie się kryje, co zamierza uczynić?
Nadaremnie szukam go na ulicy w zwykłych miejscach i w czasie, gdy spotykałam go dawniej. Godzinami wyczekuję przed jego domem. Ani cienia!
Teraz wiem z pewnością: nie chce mnie widzieć.
Byłam niejednokrotnie na jego schodach, ale nie ważyłam się zadzwonić. Nakoniec dziś zebrałam się na odwagę. Jego stara sługa otworzyła mi drzwi i oświadczyła, że go niema w domu, Ale to nieprawda. Z jej oczu wyczytałam, że ma zlecenie odpalenia mnie.