cisną się i potrącają wzajem, aby ubiec się w wyścigu walki o byt — poprzez gorączkowo pulsujące życie, które wydaje mi się tak brzydkiem i surowem — poprzez jego ogłuszający mnie gwar, który zdaje się wnikać do mej duszy okrzykami nienawiści i jękami rozpaczy — przemykam szybko, dążąc do cichego zaułka, w którym mieszka babcia. Tu już gwar głównych ulic dochodzi tylko stłumionym pomrukiem; a kiedy znajdę się w mieszkaniu babuni, mam wrażenie, że uciekłam od wielkiego niebezpieczeństwa, które teraz świadczy o sobie jeno dalekim, bezsilnym poszumem.
Tak jest tu ciepło, cicho, przytulnie, tu jest pokój dla cierpienia, ulga dla męki. Tu wszelka buntownicza myśl układa się na spoczynek; tu każde namiętne pożądanie ochładza się w cieniu, chorobliwa tęsknota koi się, zagłuszona. Albowiem siedzi tutaj staruszka — babka, wiekowa i syta życia niby mądrość wielu doświadczeń, co ani pyta, ani gani, ale rozumie wszystko, przebacza wszystko, na wszystko ma lek pociechy w poczciwem słowie i dobrym uśmiechu.
I oto w komnacie babki staję się ponownie dzieckiem. Siedzę jak ongi, gdy byłam małą dziewczynką, na stołeczku u jej stóp
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/115
Ta strona została przepisana.