witać Eryka; prosiłam, aby wytłumaczyła mnie przed nim słabością.
Czy to było złudzenie, czy rzeczywistość? Kiedy szłam dziś na spacer do parku Fryderyka, zdawało mi się, że pomiędzy dorożkami, stojącemi u wrót, mignęła mi jakaś postać podobna do Eryka.
Czyżby mnie śledził? Ale gdyby to był on, czemu nie podszedł do mnie? On przecież nie ma powodu lękać się spotkania ze mną?
Minęły dwa miesiące od ostatniego mego zapisu w dzienniku. Osądziłam, że nie przytrafiło mi się nic, co godne byłoby upamiętnienia. Mniemałam, że życie moje skończyło się właściwie; byłam przekonana, że to, co jeszcze zdarzyć się może, będzie tylko zwiędłym listkiem na mogile straconego na zawsze szczęścia.
Ale tak myśląc i wierząc, okłamywałam sama siebie. Podczas gdy mijały nade mną te smętne, gorzkie dni, wykwitała w ciszy — acz nie przeczuwałam tego sama — nowa delikatna roślinka pod kupą zeschłych liści.
Czułam — chociaż sama wstydziłam się tego — że jestem nazbyt młoda, aby zamknąć