Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/123

Ta strona została przepisana.

się przed życiem. Aż pojmałam się wreszcie na tem, iż tkam w fantazji przyszłość, która nie z samych wspomnień się składa. Starałam się odepchnąć te zaczepki — toć one były znieważeniem moich cierpień. Czepiałam się mego bólu; szukałam obrony i ucieczki pod jego wielkiemi ciężkiemi skrzydłami, jak mniszka szuka schronienia w celi klasztornej. Ale właśnie wówczas, gdy czułam się najbezpieczniejszą, odkryłam pewnego dnia w duszy swojej nowe nadzieje i obietnice; roiło się ich mnóstwo i zrozumiałam, że przezwyciężyły moją niechęć.
Ale nie jestem już dzieckiem, pełnem pretensyj. Nie oczekuję już księcia z bajki; nie sądzę, że życie zaprasza mnie na wieczną uroczystość weselną. Wiem, że sądzone mi jest dobro i zło — po największej części powszedniość i jeno od czasu do czasu święto; wiem, że to, co mnie czeka, nie jest ani wielkie, ani cudowne; ale wiem też, że wbrew temu winnam być zadowolona i że jest to przynajmniej życie. A żyć muszę — muszę wyrwać się na światło i powietrze, ponieważ nie mogę być z umarłymi umarłą i jestem zbyt młoda, iżbym znalazła pokój w klasztorze trosk.
Skoro zaś Eryk — mój wierny przyjaciel —