Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/127

Ta strona została przepisana.

twarz mojej drogiej mateczki jaśniała takiem szczęściem, jakiego nie widziałam u niej od prawieku. I pozostawałyśmy długo ze sobą tego wieczora, jak bywało dawniej — i mówiłyśmy ze sobą poufnie — i płakałyśmy razem; ale śmiałyśmy się także, i dobroć mamy nie miała granic.
Zatem postanowiono: jutro przyjdzie Eryk, a kiedy stary zegar wydzwoni północ, nie będzie towarzyszyło jego uroczystemu brzmieniu pukanie korków z butelek szampana; wszelako uścisnę dłoń Eryka i cichym głosem poproszę go, aby uczynił mi nowy rok szczęśliwym.
Przygotowałam uprzednio dom swój ku temu. Przegnałam dziś wieczorem wszystkie moje maleńkie wspomnienia o tamtym. Spaliłam jego listy, zwilżywszy je po raz ostatni łzami. Spaliłam także wszystkie jego fotografje. Najtrudniej było mi się rozstać z tą, która przedstawiała go w latach chłopięcych. Teraz wszystko jest usunięte. Tylko ów welon, który leżał w szufladzie razem z tamtem wszystkiem, uniknął ognia. Nie mogłam spalić welonu mamy i mojego. Ukryłam w jego zwojach twarz — i miałam wrażenie, że jest on żywą istotą, drogą, przyjazną, milczącą wobec wszystkich, ale tchnącą na mnie upoj-