Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/18

Ta strona została przepisana.

mknęłam się też z domu, aby znaleźć się w przedsionku teatru przy rozjeżdżaniu się widzów i wsłuchać się — oczywiście gęsto zawoalowana w głosy publiczności. I słyszałam jego imię, powtarzane setki razy — i wróciłam do domu — i powtarzam je tysiąc razy, zanim usnęłam.
Czem były dla niego owe inne? Czemu żadna nie wznieciła w nim płomienia? Gdyby te inne kochał tak, jak mnie, mogłażbym być tą, która rozpaliła w nim iskrę natchnienia?
Stawiam sobie sama te pytania i nie odważam się głośno wyrzec odpowiedzi, która brzmi we mnie jak pieśń triumfu. Nie ważę się, ponieważ na wypadek, gdybym się myliła... A przecie jakże łatwo pobłądzić! Ale czyż może być odpowiedź inna niż ta, która woła we mnie rozkosznie: „Ja, ja jestem tą, którą on kocha — jedyną, którą kochał! Jedyną!
Bo wyobrażam sobie, że miłość męska jest inaczej stworzona niż nasza, kobieca. Oni mają tuziny awanturek miłosnych, ale te nie znaczą dla nich nic zgoła — są jak wiatr, który unosi się przez chwilę na powierzchni ich duszy. Ale nagle jedna jedyna prawdziwa miłość wzbudza w nich burzę — i staje się to tak, jakby nastąpił przewrót, jakby wszystko