obwinięto w coś dzwonek, aby nie przeszkadzał choremu.
Od wewnątrz dały się słyszeć kroki; jakaś obca wysoka, poważna z wyglądu kobieta otworzyła mi drzwi. Jeszcze, zanim odezwałam się, odgadła moje pytanie, gdyż rzekła spiesznie:
— Pan Mőrck jest bardzo chory.
Dzięki Bogu, zatem żyje!
Dama wyjaśniła dalej:
— Jest to dyfteryt — zachorował onegdaj. (Przedonegdaj byłam u niego). — Lekarz sądzi, że bezpośredniego niebezpieczeństwa niema.
Patrzyła tak, jakby wskazywała mi wzrokiem, że teraz winnam już odejść. Mimo że było to beznadziejne, zadałam pytanie, czy nie mogłabym zobaczyć się z chorym.
— Nie, proszę pani — to niemożliwe. Doktór nakazał absolutny spokój. Zresztą choroba jest zaraźliwa!
— To mi wszystko jedno! Proszę — pozwól mi pani spojrzeć tylko na niego!
Na ten raz kobieta spojrzała na mnie przychylnie.
— Niestety, to niemożliwe. Panienka jest pewnie narzeczoną pana Mőrcka.
Czułam, że krew uderzyła mi do głowy, rozpaliła twarz.
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/38
Ta strona została przepisana.