stąd uważa teraz to za mój naturalny obowiązek, iż obecnie podobnie jak jego stara służąca myślę tylko o tem, jak mu usłużyć i zrobić przyjemność. Ale jest mu do twarzy z tą rolą paszy; jest on najuprzejmiejszym w świecie tyranem. Kiedy rozciągnie się wygodnie na sofie jako rekonwalescent i coś mu przyniosę, a on dziękuje mi zadowolonem kiwnięciem głowy i pocałowaniem w rękę, mógłby zażądać, czego chce — a ja wykonam wszystko bez wahania.
Wyjeżdżałam nim do krainy baśni, która leży zresztą tylko o dwie mile poza śródmieściem. Nie wiem, ani jak miejscowość ta zowie się w rzeczywistości, ani nie mogłabym rzec o jej położeniu więcej niż to, że jedzie się tam z miasta w kierunku wschodnim i jest się tam po parogodzinnej podróży. Natomiast dać mogę ścisły opis tej bajecznej krainy.
Na skraju lasu i na brzegu jeziora stoi biały domek ze słomianą strzechą. Idzie się do domu leśną ścieżyną i wchodzi się doń przez oplecioną dzikiem winem werandę. W ścianie, wychodzącej na jezioro, jest okno oraz pomalowany na zielono drewniany balkon. Na werandzie starowina właścicielka