A jadło! Jakże piękny miało zapach i jakże krzepiący smaki Przystąpiliśmy doń z całą odwagą, aby je spałaszować. Pochodziło, zda się, bezpośrednio z kuchni natury — różowa szynka i żółty omlet z brunatną, obsypaną cukrem skorupą... Byliśmy tak weseli i beztroscy, jak dwoje dzieci, a stara kobiecina chodziła tam i napowrót, krzątając się przy nas. Mówiła, że jest dla niej „taką radością — gościć u siebie młodą parkę, tak szczęśliwą!“
Po zamówieniu kawy stara zapytała, czy „młoda pani“ nie zechce jej sama przygotować. Udałam się do kuchni i musiałam wnet i jego tam wywołać, aby i on podziwiał znajdujące się tam stare miedziane statki. Na jednej z półek ustawiony był cały regiment lśniących różowo imbryczków do kawy — jedne pękate, inne smukłe i wytworne.
— — A potem wybiła dziewiąta, i wiejskim obyczajem pora była udać się na spoczynek.
Gdy on pozostał jeszcze nadole, aby wypalić cygaro, mnie wprowadziła stara po trzeszczących schodach do „pokoju gościnnego”. Był niski, lecz przestronny i pachniał fiołkami i czystością. Umeblowanie składało się tu z umywalki, paru krzeseł, stoliczka i łóżka. Ale łóżko było wspaniałe! Z ciężkiego ciem-
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/55
Ta strona została przepisana.