jego troski, a on winienby wiedzieć, że niema na świecie rzeczy, którejbym nie uczyniła, żeby mu być pomocną. Ale gdy mówię coś podobnego, przytula mnie do łona, całuje i szepce, że nazbyt biorę do serca jego dyshumor: nie ma mi nic do powiedzenia prócz prośby, abym postępowała tak, jakbym nie zauważała żadnej chmurki na jego czole.
Wiem teraz, co go przytłacza! Kłopoty pieniężne!
Wczoraj i dziś zauważyłam, że jest mocno zgnębiony. Kiedy wpadłam doń wczoraj, rzekł:
— Nie gniewaj się, jeżeli poproszę cię, abyś wkrótce odeszła. Ma tu do mnie przyjść pewien jegomość, z którym muszę się rozmówić.
Nie domyślałam się jeszcze, o co chodzi, i znalazłam się nader głupio. Bo zdarzyło się to po raz pierwszy, że prosił mnie, abym sobie poszła. Uważałam, że postąpił źle, wypędzając mnie, i pomyślałam z tego powodu wiele brzydkich rzeczy.
Gdy powróciłam dziś, oczywiście w nastroju, niezbyt różowym, spochmurniałam jeszcze mocniej, widząc, że jego humor nie poprawił się od wczoraj.
Spędziliśmy naprawdę „ładną“ godzinkę
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/63
Ta strona została przepisana.