z nim poufnie. Na stole przede mną leżał album. Otworzyłam go i znalazłam w nim jego fotografję z czasów, gdy miał sześć lat. Bawiłam się nią, jak mała dziewczynka bawi się lalką. Położyłam ją na piersi i kołysałam; nadawałam jej tysiące pocałunków i pieszczotliwych nazw — i mówiłam do nieobecnego, podczas gdy łzy płynęły mi z głupich oczu i brukały wizerunek, że „powinniśmy być teraz razem* — teraz, gdy go już nie było!
— — Siedziałam tak długo, aż weszła służąca i z przerażoną miną wykrzyknęła:
— Mój Boże! Panienka tu jeszcze siedzi!
Ja też się przeraziłam, gdy weszła tak nagle. Powstałam prędko i wyszłam. Ale wizerunek jego z lat dziecinnych — wetknęłam ukradkiem do kieszeni.
Dziś rano byłam na poczcie i w oddziale „Poste-restante“ otrzymałam następujący list:,
Czyś wiesz, że psujesz mnie i że ja wcale nie zasługuję na to? Kiedy po przybyciu tutaj powitany zostałem przez Twój miły, zanadto miły list, poczułem się odrazu szczęśliwy i zarazem zawsty-