w stosunku doń, jakby on sobie tego życzył Stąd nieporozumienie: widzę nerwowe drganie jego powiek i przekonana jestem, że uważa mnie za kapryśną i nieznośną. Ale on nie wypowiada się, tylko wypija wtedy moc wina i zmusza mnie, abym piła z nim razem.
Ba, wino pomaga zapewne! Jakaś ciepła i miękka błogość rozlewa się w duszy i w ciele. Wszystkie myśli, ponure i ciemne, rozpływają się jak chmury przed potęgą słońca; ginie głupi lęk; rozwiązuje się język; zbliżają się ciała, a gdy siedzi się tak z rękoma splecionemu, z oczyma, wpatrzonemi w siebie — niema już nerwowych spojrzeń, ani nieporozumień, ani kaprysów: zapomina się wówczas o wszystkich sześciu dniach tygodnia dla tej jedynej błogosławionej godziny dnia siódmego.
Przy tej okazji biorę go na spytki. Musi mi dać ścisłe sprawozdanie o wszystkich i o wszystkiem, co zaszło w ciągu tygodnia. Naprzód zapewniał mnie, że nie ma nic do zakomunikowania: dni wypełnione są kąpaniem, paleniem, jedzeniem, spaniem. Ale powoli wyciągnęłam zeń, że prowadzi u wód wcale ruchliwe życie. W pensjonacie, gdzie obiaduje, zawiązał mnóstwo znajomości; grywa w krokieta i tennisa z panienkami, zapraszany bywa na obiady, wycieczki, pikniki.
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/77
Ta strona została przepisana.