pialni i naraz ujrzałam cię w odbiciu za sobą. Twój wzrok spoczywał na mnie z nader nieostrożną czułością; objąłeś mnie i rzuciłeś słowa, z początku ciemne dla mnie: „Otacza ją w locie szum białych gołębi”. Spojrzałam na ciebie pytająco — wyjaśniłeś mi tak sens zagadki:
— Jest to pieśń, która wibruje we mnie od moich lat dziecinnych. Jej tekst, który właściwie składa się z tych niewielu słów — jest tematem obrazu, który niegdyś widziałem. Obraz przedstawiał błyszczący w słońcu letniego poranka podwórzec wiejski. Młoda kobieta — nigdy nie widziałem czarowniejszej istoty — stoi pośrodku, trzymając w ręku pleciony koszyk. Wyjęła zeń garść grochu, otoczyła ją rzesza skrzydlata gołębi. Zawisła nad nią w powietrzu. Znać, że zbiegły się ze wszystkich kątów podwórza. Z obrazu unosił się jakby szmer trzepocących skrzydeł. Ptaki siadły na jej głowie, piersi, ramionach i biodrach. Jakby odziały ją sobą. Dla mnie, naówczas dziecka, była to bajka — niby piękna królewna Śnieżka we własnej osobie. Potem we wspomnieniach był to obraz dziewiczości, oddającej się miłośnie bez zastrzeżeń — objawienie. I to objawienie ucieleśnione trzymam teraz w objęciach.
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/8
Ta strona została przepisana.