Staliśmy przez chwilę naprzeciw siebie, patrząc sobie milcząco w oczy. Poczem rzekł;
— Muszę ci odrazu powiedzieć, jak rzeczy stoją. Nie powinnaś gniewać się za to na mnie, Wierzaj mi, mnie samemu rzecz ta wydaje się fatalną. Ale... nie mogę być dzisiaj do twoich usług. Pewne kółko kuracjuszów ułożyło na dzisiaj wycieczkę; przyrzekłem wziąć w niej udział. Nie mogłem przewidzieć przecie...
— Nie! — przerwałam — nie mogłeś przewidzieć, że ci przeszkodzę.
Twarz jego drgała nerwowo.
— Sądzisz rzeczy niesłusznie! — rzekł.
— Może! odparłam, — Wybacz mi i wybacz zarazem, że przybyłam nie wporę. Już odchodzę. Zegnam i życzę wiele przyjemności.
— Nie potrzebujesz zaraz odchodzić. Wyjeżdżamy dopiero za godzinę.
— Ale lepiej będzie, jeżeli odejdę. Zresztą gdzież moglibyśmy udać się na tak krótki czas. I mógłbyś łatwo skompromitować się, gdyby widziano cię ze mną.
Trzymał dłoń moją długo, patrzył na mnie poważnie i kiwał głową.
— Jesteś bardzo niesprawiedliwa względem mnie — rzekł wreszcie. — Czyż sądzisz, że
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/81
Ta strona została przepisana.