Pisze mi, że ósmego sierpnia musi stawić się na próbę w stolicy. Przypadnie to w wigilję naszego wyjazdu z Sorő. Stąd wpadłam na brylantowy pomysł. Niechaj przyjedzie tu siódmego i ostatni dzień swoich feryj niech spędzi ze mną. To się da wybornie ułożyć.
Nikt go tu nie zna. Możemy spotkać się z nim w lesie, gdzie często godzinami błąkam się sama, nie spotykając żywej duszy. W tajemnicy przed mamą napełnię koszyczek smakołykami, kupię butelkę wina. Niechaj raz na zmianę on będzie moim gościem!
Nie porzucę tej idei... Muszę ją zrealizować. Trudności, które staną wpoprzek memu planowi, przezwyciężę!
Oczywiście ma pewne wątpliwości. Pisze mi „Czy to jest rozsądne? To byłoby wielce przyjemne, ale pomyśl, że i tak zobaczymy się wkrótce w Kopenhadze. Czy wobec tego warto narażać Ciebie na niebezpieczeństwo, któro bądź co bądź związane jest ze schadzką naszą w lesie Sorő?” Przytem mnóstwo zastrzeżeń: „na wypadek, jeżeli...”, które niewątpliwie są mądre, ale ja na wszystkie te skrupuły gwiżdżę!