Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/92

Ta strona została przepisana.

wstałem, gdy mi ten list przyniesiono. Czekałem go, wiedziałem, że przyjdzie. Wysłuchaj mnie teraz spokojnie i nie potęp natychmiast: oto leżałem i życzyłem sobie, aby wyjątkowo żaden list nie przyszedł; poprostu zdejmował mnie strach na myśl, że oto wejdzie moja gospodyni z grubym listem, którego adres, nagłówek i podpis znam napamięć i którego treść — niestety! — w mojem mniemaniu podobnie znałem zgóry. W istocie wnet leżał list na mojej kołdrze; cisnął mi piersi jak zmora tysiącem nieokreślonych lęków. Niewypowiedziany ciężar obezwładniał mi mózg, napełniał mnie przesytem i zniechęcał do życia. Nie mogłem zmusić się do otwarcia koperty.
Nie wiem, jak długo tak leżałem. Nie było w głowie mojej jasnych myśli, tylko ten ciężki, nieokreślony ucisk, który nabawiał mnie zmęczenia i wprawiał chwilami w krótką pełną trwogi drzemkę.
Wreszcie jednym ruchem wyrwałem się ze stanu letargu; wyskoczyłem z łóżka, odsłoniłem firanki, dzienne światło zalało mój pokój, a z niem razem niby wyzwolenie, niby szczęście napełniła mnie świadomość: „minęło; to wszystko przeminąć musi!“
Nie uciekam się do nędznych kłamstw: nie chcę wobec Ciebie upokarzać moich myśli i mnie. Tak jest, to było uczucie szczęścia, jakiego dozna-