I oto stało się całkiem naturalnie, że Twoja młoda i potężna miłość znużyła moją mniej wytrwałą uczuciowość.
Nasz stosunek przeobraził się w coś większego i poważniejszego, niż chciałem i zdolny byłem wprowadzić w swoje życie. I to czyniło mnie zwolna tak lękliwym i niespokojnym. Widziałem, jak miłość Twoja rosła z dnia na dzień; czułem, jak coraz mocniej i mocniej przywierasz do mnie i oto ja — egoista z natury — jąłem, zbaczać z drogi naszego coraz ściślejszego współżycia. Poczynałem uczuwać bojaźń i niechęć wobec myśli, że staję się odpowiedzialnym za życie innego człowieka; to czyniło mnie w ruchach moich skrępowanym, tamowanym, niewolnym. I oto musiała nadejść chwila, kiedy ogarnęło mnie niepohamowane pragnienie otworzenia sobie znowu dróg na wszystkie strony, stania się znowu samotnym i wolnym.
I jeszcze coś: dręczyła mnie i rozstrajała ta powszedniość, która zwolna zakradła się do naszego stosunku. Wszakże ludzie mojego gatunku obawiają się małżeństwa właśnie dlatego, że jest ono miłością uregulowaną, wprowadzoną w system. A przecież i nasze schadzki, które z początku miały urok czegoś nieoczekiwanego, przypadkowego, awanturniczego — ukształtowały się zczasem na wzór coraz bardziej uporządkowago i przykładnego stosunku i obowiązku.
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/95
Ta strona została przepisana.