Widywaliśmy się w określonych dniach i godzinach — zczasem co dnia i po kilka godzin. Znikł czar niespodzianki, nieprzewidzianych, wypadkowych zdarzeń — było powtórzenie jednostajności. Dawniej, gdyś zapowiedziała, że przyjdziesz — było to dla mnie uroczystością, do której przygotowywałem wszystko na Twoje przyjęcie. A gdy rozchodziliśmy się, pytałem z pcłnem oczekiwania drżeniem:
— Czy zobaczymy się jeszcze?
A potem nadeszły przykre dni, gdy musiałem przymuszać się, aby wyrzec spowszedniały frazes pożegnalny: Zobaczymy się jutro, nieprawdaż?“ Zmuszałem się, gdyś przychodziła, do nudnego pytania: „Co będziesz piła? Czy zapalisz papierosa z munsztukiem czy bez?“
Miałem nadzieję, że pomoże coś na to mój wyjazd na wieś, rozłąka na pewien czas. Ale niestety istnieje coś, co nazywa się korespondencją. Przy osobistem widywaniu się nie jest wykluczona możliwość odmiany; listy jednak są jednostajnością polinjowaną, uszeregowaną w wiersze pisma. Poczynają i kończą się zdaniami, których zmienność polega co najwyżej na przestawianiu słów; wysyła się je w regularnych odstępach czasu i odbiera się je w określonej godzinie poczty; stają przed nami jak żołnierze w jednakim uniformie — kopercie z przepisowemi naszywkami —
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/96
Ta strona została przepisana.