Bez nadziei, bez pociechy,
Tak pędzę dni tułacze,
Wzdycham do rodzinnej strzechy,
Lecz jej pewnie nie zobaczę.
Za mną w rodzinnej ustroni,
Może kto tam tęskni przecie,
Może kto i łzę uroni,
Smutne myśli śląc po świecie.
Kiedy wrzała wojna mściwa,
Kiedym z wrogiem staczał boje,
Czemuż kula litościwa,
Nie trafiła w serce moje...
Byłbym zginął z bronią w dłoni,
Padł, jak wolnym paść przystoi
Dziś tułacza smutek goni...
Na ten ciężar nie mam zbroi!
Tam na błoniu błyszczy kwiecie,
Stoi ułan na widecie,
A dziewczyna, jak malina
Niesie koszyk róż!
Stój, poczekaj piękna wróżko!
Skąd drobniutką strzyżesz różko![1]
„Jam z tej chatki, rwała kwiatki,
I powracam już!“
„Oho! próżne twe wymówki,
Pójdziesz ze mną do placówki!“
„Ach! ja biedna, sama jedna,
Matka czeka mnie!“