Strona:Pielgrzym.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.
XII.

Dziecię bez zmazy, ojciec pokalany,
Niosłem... jak święty sakrament Ofiary...
Źrącego wstydu paliły mię rany...
„Zhańbiłem tobie prestoł dziadów stary..
Ziemię splamiłem... i domostwa ściany...
Tyś wzamian miłość dał... o, święte czary!
Aleć grzech wielkiby był — ponad grzechy —
Przed czasem złotej kosztować pociechy.“


XIII.

Stanąłem właśnie pod pustelnią oną,
Kędy Dunajec pod skałami bieży —
Falą jaskinię wita uśmiechnioną,
Gdzie nasza Tochna w pokutnej odzieży,
Snem o dniach przyszłych pełne mając łono,
Śladami zbożnych prostaczków-pasterzy
Zawędrowała pod wieś dziwną — Tropie,
Gdzie cudotworne żyło niegdyś chłopię[1].


XIV.

Duchem Świerada jasnym ukrzepiona,
Korna szła potem na tron obcy, wrogi.
Jam czuł, jak serce w niej od wstrętu kona,
Jak od światowej warzy się śrzeżogi:
I moim skroniom cięży jej korona. —
Ledwiem przestąpił tej pustelni progi,
Przeszyła serce myśl, że mi nie wolno
Spocząć, gdzie święci różą kwitli polną.


  1. Świerad święty czas jakiś zamieszkiwał jaskinię, którą do dziś pokazują, nad Dunajcem około wsi Tropie, ku dawnej granicy węgierskiej.