Dziecię bez zmazy, ojciec pokalany,
Niosłem... jak święty sakrament Ofiary...
Źrącego wstydu paliły mię rany...
„Zhańbiłem tobie prestoł dziadów stary..
Ziemię splamiłem... i domostwa ściany...
Tyś wzamian miłość dał... o, święte czary!
Aleć grzech wielkiby był — ponad grzechy —
Przed czasem złotej kosztować pociechy.“
Stanąłem właśnie pod pustelnią oną,
Kędy Dunajec pod skałami bieży —
Falą jaskinię wita uśmiechnioną,
Gdzie nasza Tochna w pokutnej odzieży,
Snem o dniach przyszłych pełne mając łono,
Śladami zbożnych prostaczków-pasterzy
Zawędrowała pod wieś dziwną — Tropie,
Gdzie cudotworne żyło niegdyś chłopię[1].
Duchem Świerada jasnym ukrzepiona,
Korna szła potem na tron obcy, wrogi.
Jam czuł, jak serce w niej od wstrętu kona,
Jak od światowej warzy się śrzeżogi:
I moim skroniom cięży jej korona. —
Ledwiem przestąpił tej pustelni progi,
Przeszyła serce myśl, że mi nie wolno
Spocząć, gdzie święci różą kwitli polną.
- ↑ Świerad święty czas jakiś zamieszkiwał jaskinię, którą do dziś pokazują, nad Dunajcem około wsi Tropie, ku dawnej granicy węgierskiej.