Strona:Pielgrzym.djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.
XXI.

„Bo widzisz, ojcze, tak mi się dziś śniło...
Że dochodzimy do jakowejś czardy[1]...
A słońce nieco za chmury się skryło
I stamtąd słało uśmiech... z trochą wzgardy...
Z trochą łez jeszcze nad ziemską mogiłą;
Powietrze pachnie, jak fiolki i nardy..
Idą po liściach jakieś ciemne lśnienia —
Światłość deszcz piła i wodę strumienia...“


XXII.

„Nad samą strugę słońce zeszło tęczą —
Mostem barw siedmiu zawisła na niebie...
Brzozki nad czardą cichem łkaniem jęczą,
Wicher spłakaną wikliną kolebie:
Tak się to niże na smętu... pajęczo
Wiotką osnowę... Jam spojrzał na ciebie,
Czyli ci więcej, niźli co dnia, smutno?...
I zatroskałem się troską okrutną“.


XXIII.

„Wtem... blask!... Paździerzy tkanka się porwała...
Weselem Pańskiem zaśpiewały drzewa:
A w progu czardy postać Tochny biała
Ręce wyciąga... Serce mi omdlewa...
Radością z nieba spływa jasna chwała
Na twarz... a Ona, jakaś Dobrogniewa,
Bierze mię tobie, luto, i na zawsze,
Mówiąc — że stały się nieba łaskawsze?!“


  1. Czarda, szałas pasterski w pusztach.