Strona:Pielgrzym.djvu/034

Ta strona została uwierzytelniona.
III.

Takim zaszedłem. Bólem odrętwiony,
Gorszy i starszy od samego siebie;
Ale, pamiętny ofiary spełnionej,
Pan nie ostawi cię długo w potrzebie,
Abyś nie zaszedł w bardzo gorzkie strony,
Kędy samotny, o rozpaczy chlebie,
Wydałbyś serce, ciężkie głazem smutku,
Niewierze, co się wkrada pocichutku —


IV.

Aż serce, jak rdza, spustoszałe stoczy. —
Choć, nędznik, swoją niedolę rozumie,
Płakać nie mogą drwiące, władne oczy,
Nienawidzące wszystkich w ludzkim tłumie;
A nadewszystko siebie. — Jak uroczy
Sen o pokucie — prześniony... o dumie
I pięknie szczerej przed Bliźnim spowiedzi,
O Łasce, która pokornych nawiedzi.


V.

Cóż! Kiedy kocha nas Bóg. Przeciw Ręce,
Ojcowskiej w ciężkiem karaniu, nie zdoła
Nikt — nic. Na bunty nowe, niemowlęce,
Którem za siłę brał — w pustce dokoła,
Jeszcze na chwilę — dla ulgi w udręce —
Do boku mego zesłańca powoła,
Który swą wiedzę brał nie w śnie, szalony,
Lecz w zapatrzeniu władnem w ducha strony.