Strona:Pielgrzym.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.
XII.

Nic to! na łowach przy wieczerzy — granie...
Śpiew — nutą dziwną, jak mak kraśny, mrący...
Siadłem przy wina złotym roztruchanie,
A w żyłach gorzał miód — słodki, palący,
A w skroniach huczał śpiew, jęk... niech się stanie
Co chce!... Coś w oczach, jak gdyby dwie słońcy...
A tu się stało tylko to, że Donię
Tańczyć prosili. Dzwonki wzięła w dłonie.


XIII.

Narocznik ruski, rab jej, lirnik stary,
Zabrząknął w struny.. i cudnie, srebrzyście,
Wodzić poczęła jakieś białe czary,
Od których dębów poniemiały liście...
Gwiazd z za chmur czarnych rozbiegły się chmary —
Stało się święte kwietniej nocy przyście...
Wicher tchnął szczęściem... i zwiał srebrne osty
Com niemi róże w twarde dławił posty.


XIV.

Ach! róż huragan! — „Spocznij, Doniu!“ Bucha
Śpiew mężów; ogień... toć skrzydła łopocą!?
Szaleństwa szepcę. „Czy Donia mię słucha?
Czy kto Ja jestem — wie?“ „Może“ — „Czy nocą
Powie... Czym straszny?!“ „Może!“ „Czy noc głucha
Ustąpi słońcu?!“ „Może.“ „Czy sieroco
Gwiazdy lśnią w pustce, czy też drogi Boże
Wskazują grzesznym?“ Ócz błękitnych morze —