...Kto obłęd cierpi długi, miewa chwile,
Że wzrokiem orlim dna wszystkie przenika:
I we mnie rosły, w tej dziwnej mogile,
W które mię rozpacz pogrzebała dzika,
Iskry objawień Pańskich... Czasem, tyle
Głosów tajemnych w noc modrą wykrzyka,
Że tonę w dźwięków tłum — w cichym klasztorze,
Który dziad Chrobry stawił na Zoborze[1].
Nitrawa chłodna w noc taką nie gada
Nic u stóp góry — nad pacierze mnisze[1];
Pokora krzyżem tu zaległa, blada,
Bór się eremu żałobą kołysze;
Dniem śnieżą mury gołębiane stada,
Dzwonka głos nikły święte srebrzy cisze. —
Cały się czułem Wieczności podany —
Słodyczą były mi więzienne ściany.
Aż przybył do mnie dziwny Gość — zdaleka,
Sercem pragniony, choć już — nie czekany...
Tak bywa duszy, kiedy tęsknot rzeka
O gwiazdy w gorycz rozpryśnie się piany
I w nieskończoność łkań szmerem ucieka...
Cud, jeśli fale wstrzyma Pan nad pany. —
Wszedł Ojciec Gabrjel, zwiastun dobrej wieści,
Co się nie iści bez wieków boleści.