Strona:Pielgrzym.djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.
XXVII.

Złości mej lituj...“ Dwie nocy i dwa dni
Krzyżem leżałem na głazach swej celi...
„Żeś był w porywach skory — sobą władnij:
Czuwaj, gdy twoi najdrożsi posnęli —
O próg odlegli“ — W noc trzecią Anieli
Dwaj do mnie przyśli, niebiescy dwaj radni,
Z uśmiechem jasnym dwie rzekli mi słowie:
„Tyś wolny!“ — W chwilę już byłem w parowie...


XXVIII.

...„Czyś także proroctw złakniony, mój bracie?“ —
Głos posłyszałem idącego ku mnie
W jakowymś czarnym, groźnym majestacie:
„Duchy tu wprawdzie rade wróżyć umnie;
Lecz, gdy nakazu od Boga nie macie,
Nie obaczycie nic. Wczora tu szumnie
Przeciągał orszak... Lecz Pan skrył przed niemi,
Co na ojczystej przygodzi się ziemi“ — —


XXIX.

„A nie wiedzieli nic — że nic nie wiedzą:
Bo gwiazdę swoją na zwierciedle studni
Dał im Pan zoczyć... Idźcież tędy, miedzą!“
Niepewny, czy się zwierciadło zaludni
Mar tłumem... kląkłem. Oczy półmrok śledzą...
Jacyś tam śpieszą pachołowie złudni —
Hej — dziwo!... Obraz drga życiem na fali...
Rozkolebany tłum w dworzyszcze wali!...