Strona:Pielgrzym.djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.
XXXIII.

O, na dnie piekieł zostać! Słodkie żarem,
Tęsknotą słodkie słowa... pić bez końca...
Na śmierć!... Lub w otchłań sercem rzucić starem —
Na Życie: krew bolesna tryska, źrąca...
Lecz każda kropla śpiewa róż tych czarem,
Co głosek mają wilgi albo dzwońca...
A przecie grzechem są: śmiertelnym. — „Choć na jawie
Tyś obcy... W śnie jam twoja... Bolesławie“ — —


XXXIV.

Jako dopuszczasz, Panie, iż się dzieje
Zło, mimo wiedzy naszej, mimo woli?!
Jakoś dopuścił, Panie, tę zawieję
Mar zgubnych, których... pospolitość boli!?
Gdy Tej mi obraz... ja chcę!!... niech świetleje
W podniebnych szczytów chłodnej aureoli...
Jakoś dozwolił... ach! zbyt ciężkiej kaźni,
Której brud gminny przed Sobą mię błaźni?!


XXXV.

A szept z krużganka drży: „Ust mi nie dała...
Odjęła się objęciu — och, męczarni
Tęsknoty — kędyż kres?! Dziecina mała,
Do piersi lgnąłem twej... a weź! przygarnij!
Ty, coś mię kochać umiał... czyli chwała
Niebiosów gości ciebie; czyli czarni
Duchowie dzierżą-ć straż... ty Najmilejszy —
Ty utul mię... wraz się mój żal umniejszy...“