kolan. Wówczas twoja biedna Cesia straciła do reszty głowę; byłam, jak mówi mama, zupełnie nieprzytomna. Zerwałam się, wydając przeraźliwy krzyk... ot tak, jak wtedy, podczas tej burzy, pamiętasz? Na to mama parsknęła śmiechem, mówiąc: „Co tobie, moje dziecko? Usiądźże i podaj panu swoją nogę“. W istocie, moja złota, pokazało się, że ten pan to był poprostu szewc. Nie umiem ci opisać, jak bardzo się zawstydziłam: na szczęście, nikogo przytem nie było, prócz mamy. Sądzę, iż skoro wyjdę za mąż, nigdy nie zawołam już więcej tego szewca.
Przyznaj, że my doprawdy dużo wiemy o świecie! Do widzenia. Już jest blisko szósta i moja panna służąca mówi, że czas się ubierać. Do widzenia, moja Zosiu droga; kocham cię tak, jak gdybym jeszcze była w klasztorze.
P. S. Nie wiem przez kogo posłać mój list: zaczekam, aż przyjdzie Józefa.
Markiza de Merteuil do Wicehrabiego de Valmont w Zamku ***
Powracaj, mój drogi wicehrabio, powracaj; cóż ty tam robisz, co możesz robić u starej ciotki, której cały majątek zapisany jest już na twoje imię? Ruszaj natychmiast w drogę: potrzebny mi tu jesteś. Przyszła mi do głowy wspaniała myśl i tobie pragnę powierzyć jej wykonanie. Te kilka słów powinnyby wystarczyć, i, aż nazbyt zaszczycony moim wyborem, powinienbyś stawić się z całym pośpiechem, aby na kolanach odebrać moje rozkazy. Ale ty nadużywasz mojej dobroci, nawet wówczas, kiedy przestałeś z niej korzystać, i, w owym wyborze, jaki mam przed sobą, albo wieczystej nienawiści, albo bezgranicznego pobłażania dla ciebie, jedynie szczęściu swemu to zawdzięczasz, iż dobroć