twoją płomienną żarliwość i zaprawdę, gdyby to bóstwo miało nas sądzić po naszych dziełach, ty byłabyś kiedyś patronką jakiegoś dużego miasta, podczas gdy twój przyjaciel i sługa zostałby zaledwie jakimś pokątnym świętym mizernej wioseczki. Ten budujący styl musi cię nieco dziwić, markizo, nieprawdaż? Ale, od całego tygodnia, nie słyszę innego, nie mówię innym; i, co więcej, aby się w nim doskonalić, zmuszony jestem być ci pani nieposłusznym.
Nie gniewaj się, markizo i wysłuchaj mnie. Tobie, skarbniczce wszystkich tajemnic mojego serca, powierzę największy zamiar, jaki kiedykolwiek urodził się w mej głowie. Do czegóż ty mnie, markizo, chcesz użyć? bym uwiódł młodą dziewczynę, która nic nie widziała, o niczem nie ma pojęcia; która byłaby mi niejako wydana na łup bez żadnej obrony; którą wprawiłby w upojenie pierwszy hołd spotkany w życiu, a ciekawość poprowadziłaby szybciej jeszcze niż miłość. Dwudziestu innych mogłoby tutaj dojść do celu niegorzej odemnie. Zupełnie inaczej mają się rzeczy w przedsięwzięciu, które mnie zaprząta w tej chwili: tutaj, powodzenie zapewnia mi tyleż chwały, co rozkoszy! Miłość, która gotuje się wieńcem przystroić mą głowę, waha się sama pomiędzy mirtem a laurem, lub raczej połączy je oba, aby godnie uczcić moje zwycięstwo. Ty sama, moja piękna przyjaciółko, staniesz przejęta świętym podziwem i z zapałem wykrzykniesz: „Oto, zaprawdę, mąż wedle serca mojego“.
Znasz, markizo, panią prezydentową de Tourvel, jej pobożność, jej miłość małżeńską, jej surowe zasady. Oto forteca, do której szturm przypuszczam: oto godny mnie nieprzyjaciel, oto cel, który pragnę osiągnąć.
A jeśli chlubnej ceny nie sięgnę zwycięztwa,
Zdobędę bodaj zaszczyt daremnego męstwa.
Można cytować liche wiersze, gdy pochodzą z pod pióra wielkiego poety[1]