czności dla kobiet łatwych, które to uczucie najprostszą drogą zawiodło mnie do twoich stóp, markizo. Pochylam się do nich, aby uzyskać moje przebaczenie i kończę ten zbyt długi list: do widzenia, moja urocza przyjaciółko, i bez urazy.
Markiza de Merteuil do Wicehrabiego de Valmont.
Czy wiesz, wicehrabio, że twój list silnie przekracza dozwolone granice zuchwalstwa i że miałabym wszelkie prawo obrazić się? dowiódł mi jednak zarazem, iż straciłeś zupełnie głowę i to jedno ocaliło cię od mojego oburzenia. Jako przyjaciółka wspaniałomyślna i tkliwa, zapominam o mojej zniewadze, aby jedynie myśleć o twojem niebezpieczeństwie; i, jakkolwiek nudną jest rzeczą przemawianie do czyjegoś rozsądku, i na to się odważę przez wzgląd, iż bardzo się tego zdajesz potrzebować.
Ty, zdobywający prezydentową Tourvel! cóż to za kaprys pocieszny! Poznaję po tem dobrze twoją przekręconą głowę, która umie pragnąć tylko tego, czego uzyskanie wydaje się jej niepodobieństwem. I cóż ty widzisz w tej kobiecie? rysy regularne, jeżeli chcesz, przyznaję, ale bez cienia wyrazu: nieźle zbudowana, ale bez wdzięku, ubrana zawsze wprost śmiesznie! z temi chusteczkami, które opatulają jej piersi i z biustem, który sięga aż gdzieś pod brodę! Powiadam ci to jako przyjaciółka, że wystarczyłoby ci mieć już nie dwie, ale jedną kobietę tego pokroju, aby pozbawić cię całej twojej reputacyi. Przypomnij sobie tylko ów dzień, w którym ona kwestowała w kościele św. Rocha, kiedy tak dziękowałeś mi za to, że ci dostarczyłam tego widowiska. Zdaje mi się, że ją widzę jeszcze, jak się