Jedyna markiza de Merteuil stanowi wyjątek w tem ogólnem prawidle: ona jedna umiała mu się oprzeć, a zarazem nałożyć hamulec jego niegodziwości. Wyznaję, że ten rys życia najwięcej jej przynosi zaszczytu w moich oczach; to jedno wystarczyłoby już, ażeby, w oczach świata, w całej pełni okupić tych parę lekkomyślności, jakie miano jej do zarzucenia w początkach jej wdowieństwa[1].
Jakbądź się rzeczy mają, moja urocza przyjaciółko, z prawa wieku, doświadczenia, a przedewszystkiem przyjaźni, na jedno muszę ci zwrócić uwagę; a mianowicie, że w Paryżu zdołano już zauważyć nieobecność Valmonta. Jeżeli się rozgłosi, iż spędził on czas jakiś w wyłącznem towarzystwie swej ciotki i twojem, twoja dobra sława znajdzie się w jego rękach: największe nieszczęście, jakie może się przydarzyć kobiecie. Radzę ci więc, uproś jego ciotkę, aby nie zatrzymywała go dłużej: zaś, gdyby się opierał, sądzę, iż powinnaś bez wahania ustąpić mu miejsca. Ale czemuż miałby tam siedzieć? po co miałby się zakopywać na wsi? Gdybyś kazała śledzić jego kroki, odkryłabyś z pewnością, że dom swej ciotki obrał sobie jedynie jako wygodne schronienie dla jakiejś intrygi w okolicy. Ale, gdy nie w naszej mocy zapobiec złemu, poprzestańmy na tem, aby ubezpieczyć bodaj samych siebie.
Do widzenia, moja droga przyjaciółko; otóż i małżeństwo mojej córki opóźnia się nieco. Hrabia de Gercourt, którego oczekiwaliśmy z dnia na dzień, donosi mi, że jego pułk wysłany został na Korsykę; że zaś tam jeszcze trwają rozruchy wojenne, niepodobieństwem mu będzie uwolnić się przed nastaniem zimy. Bardzo mi to nie na rękę; ale w zamian pocieszam się nadzieją, że będziemy miały przyjemność ujrzenia cię na uroczystościach weselnych; przykro mi było bowiem, iż miały się odbyć
- ↑ Błąd, w jakim pozostaje pani de Volanges, świadczy nam, że, podobnie jak inni zbrodniarze, Valmont umiał nie wydawać swoich wspólników.