bez ciebie. Do widzenia; masz we mnie, bez żadnych czczych zapewnień, zawsze szczerze oddaną przyjaciółkę.
P. S. Chciej mnie przypomnieć pamięci pani de Rosemonde, którą kocham zawsze tak, jak na to zasługuje.
Markiza de Merteuil do Wicehrabiego de Valmont.
Czy dąsasz się na mnie, wicehrabio? czy może zmarłeś? albo też, co niemal na jedno wychodzi, żyjesz jedynie dla swojej Prezydentowej? Ta kobieta, która ci wróciła złudzenia młodości, wróci ci wkrótce również i śmieszne jej uprzedzenia. Oto już czujesz się nieśmiałym i niewolnikiem; lepiej przyznaj się odrazu, iż jesteś poprostu zakochany. Wahasz się uciec do szczęśliwego zuchwalstwa. W ten sposób właśnie postępujesz sobie zupełnie bez zasad, zdając wszystko na los przypadku, a raczej kaprysu. Czyżbyś już nie pamiętał, że miłość jest, jak medycyna, jedynie sztuką pomagania przyrodzie? Widzisz, że cię pobijam twoją własną bronią; ale nie wzrastam zbytnio w pychę z tej przyczyny, boć to jest najłatwiejszy sposób pobicia mężczyzny na głowę. Musi ci się oddać, powiadasz: no, dobrze, musi, to pewna, toteż odda się tak jak i inne, z tą różnicą, że zrobi to niezgrabnie i bez wdzięku. Ale, żeby skończyła na oddaniu się, najlepszy sposób jest ten, aby zacząć od wzięcia. Jakiemż prawdziwem dzieciństwem miłości jest to śmieszne odróżnienie! Mówię miłości, bo ty jesteś zakochany, wicehrabio. Mówić inaczej, znaczyłoby oszukiwać cię, znaczyłoby ukrywać przed tobą twoją chorobę. Powiedz mi więc, omdlewający kochanku, te kobiety, które w życiu miałeś, czy ty my-