nie umarł; lub, gdyby mu się to miało przytrafić, to chyba z nadmiaru szczęścia. Biedaczek mój, jakiż on tkliwy! cóż to za urodzony kochanek! jak on umie żywo czuć i wyrażać uczucia! w głowie mi się kręci na samo wspomnienie. Doprawdy, to nieopisane szczęście, jakie on znajduje w przekonaniu, iż jest kochanym, gotowo mnie jeszcze do niego przywiązać.
Tego samego dnia, w którym, jak ci pisałam, obudziła się we mnie chętka zerwania z Kawalerem, ileż szczęścia czekało go jeszcze! A przecież, w chwili kiedy mi go oznajmiono, rozmyślałam zupełnie poważnie nad środkami doprowadzenia go do rozpaczy. Nie wiem, czy to był kaprys, czy inna jaka przyczyna, ale nigdy nie wydał mi się tak pełnym powabu. Mimo to przyjęłam go kwaśno. Liczył na to, że spędzi ze mną jakie dwie godziny, zanim drzwi moje otworzą się dla wszystkich. Powiedziałam mu, że wychodzę; zapytał mnie, dokąd: odmówiłam mu odpowiedzi. Zaczął nalegać; tam, gdzie pana nie będzie, odparłam opryskliwie. Na szczęście dla siebie, stanął jak skamieniały po tej replice; to pewna, że gdyby był wyrzekł jedno słowo, wybuchłaby niechybnie scena, i skończyłoby się zerwaniem. Zdziwiona tem milczeniem, zwróciłam na niego oczy, bez innego zamiaru, przysięgam ci, wicehrabio, jak tylko aby zobaczyć jego minę. Spostrzegłam na tej prześlicznej twarzy ten smutek, zarazem głęboki a tkliwy, któremu, sam przyznałeś, trudno było w istocie się oprzeć. Ta sama przyczyna wywołała ten sam skutek: uczułam się zwyciężoną po raz drugi. Od tej chwili, poczęłam jedynie myśleć nad sposobem oczyszczenia się w jego oczach z wszelkiej winy. „Wychodzę w pewnej sprawie, rzekłam mu już nieco łagodniej, w sprawie dotyczącej nawet i pana; ale nie pytaj mnie o nic. Będę wieczerzać w domu, przyjdź, a dowiesz się wszystkiego“. Wtedy dopiero odzyskał mowę, ale nie pozwoliłam mu zrobić z niej użytku. „Śpieszę się bardzo, rzekłam. Zostaw mnie; do zobaczenia wieczorem.“ Pocałował mnie w rękę i wyszedł.
Aby mu powetować to rozstanie, być może, aby powetować
Strona:Pierre Choderlos de Laclos-Niebezpieczne związki.djvu/046
Ta strona została uwierzytelniona.