lera Danceny, który z pewnością bardzo się strapi wiadomością, że mama jest chora. Jeżeli pani de Volanges zechce mnie przyjąć jutro, przyjdę dotrzymywać jej towarzystwa. Wyzwiemy we dwie Kawalera de Belleroche[1] do walki w pikietę, a ogrywając go, będziemy miały dla dopełnienia przyjemności i satysfakcyę przysłuchiwania się, jak śpiewasz wraz z twoim miłym nauczycielem. Jeżeli to dogadza twojej matce i tobie, ręczę za siebie i za moich dwóch Kawalerów. Do widzenia, moja śliczna; pozdrowienia drogiej pani de Volanges. Ściskam was z całego serca.
Cecylia Volanges do Zofii Carnay.
Nie pisałam do ciebie wczoraj, moja droga Zosiu, ale nie nadmiar przyjemności jest tego przyczyną, możesz mi wierzyć. Mama była chora i nie opuściłam jej cały dzień ani na chwilę. Wieczorem, kiedy znalazłam się w swoim pokoju, nie miałam głowy do niczego; czemprędzej położyłam się do łóżka, aby się upewnić, że dzień się już skończył: jeszcze mi się nigdy nie wydał równie długi. To nie znaczy, żebym nie kochała mamy, ale nie wiem, co to było takiego. Miałam iść do Opery z panią de Merteuil; Kawaler Danceny miał także być z nami. Wiesz dobrze, że to są dwie osoby, które lubię najwięcej w świecie. Skoro nadeszła godzina, o której się zaczyna przedstawienie, serce mi się ścisnęło mimowoli. Wszystko mi zbrzydło nagle i płakałam, płakałam tak, że nie mogłam się powstrzymać. Na szczęście, mama leżała w łóżku i nie mogła tego widzieć. Jestem
- ↑ Ten sam, o którym jest mowa w listach pani de Merteuil.