że gdybyś była na mojem miejscu, zrobiłabyś tak, jak ja. Z pewnością, że w zasadzie nie należy odpowiadać; i widziałaś dobrze po moim wczorajszym liście, że i ja także nie chciałam: ale, bo też nie przypuszczam, aby ktoś kiedykolwiek znajdował się w podobnem położeniu, co ja.
I do tego musiałam rozstrzygać to zupełnie sama! Pani de Merteuil, którą spodziewałam się zobaczyć wczoraj wieczorem, nie przyszła. Wszystko obraca się przeciwko mnie: przecież to ona jest przyczyną, że jego poznałam. Prawie zawsze przy niej widywałam go, rozmawiałam z nim. To nie znaczy, żebym miała o to żal do niej, ale zostawia mnie tak samą w chwili największego kłopotu. Biedna ja jestem, doprawdy!
Wyobraź sobie, że on wczoraj przyszedł tak, jak zwyczajnie. Byłam tak zmięszana, że nie śmiałam na niego popatrzeć. Nie mógł mówić ze mną, bo mama była w pokoju. Domyślałam się, że będzie zmartwiony, skoro zobaczy, że nic mu nie napisałam. Nie wiedziałam, jak się mam zachować. W chwilę potem zapytał mnie, czy chcę, aby mi przyniósł harfę. Serce mi biło tak mocno, że nic nie byłam w stanie odpowiedzieć, jak tylko tak. Kiedy powrócił, to było jeszcze gorzej. Popatrzyłam na niego tylko przez króciutką chwilę. On na mnie nie patrzał: ale wyglądał tak, że możnaby pomyśleć, że jest chory. Strasznie mi z tem było ciężko. Zaczął stroić harfę, potem zaś, przynosząc mi ją, rzekł: Ach! pani!... Powiedział tylko te dwa słowa; ale takim tonem, że się wszystko we mnie zatrzęsło. Wzięłam na harfie parę akordów, nie wiedząc zupełnie, co czynię. Mama zapytała, czy nie będziemy śpiewać. On wymówił się, podając, że jest nieco cierpiący, ale ja nie miałam żadnej wymówki i musiałam zacząć śpiewać. Byłabym wolała nigdy nie mieć głosu. Wybrałam umyślnie jakąś aryę, której nie przerabiałam; byłam bowiem pewna, że nie umiałabym zaśpiewać żadnej i że musianoby się czegoś domyślić. Na szczęście zjawił się ktoś w odwiedziny i, skoro tylko usłyszałam
Strona:Pierre Choderlos de Laclos-Niebezpieczne związki.djvu/061
Ta strona została uwierzytelniona.