się znowu do haftu; ale widziałem dobrze, że drżenie rąk nie pozwoliło jej rozpocząć roboty.
Po obiedzie, panie zapragnęły ujrzeć ową tak wspaniałomyślnie przezemnie uratowaną rodzinę; musiałem im więc towarzyszyć. Oszczędzę ci, markizo, nudy wysłuchania tej drugiej seryi pochwał i wdzięczności. W ciągu całej drogi, piękna prezydentowa, pogrążona w zadumie, nie wyrzekła ani słowa. I ja również milczałem, myśląc nad sposobami rychłego wykorzystania dzisiejszych wypadków. Jedynie pani de Rosemonde usiłowała gawędzić, odbierając od nas zaledwie skąpe i krótkie odpowiedzi. Musieliśmy ją zanudzić; leżało to w moich planach i powiodło się w zupełności. To też, wysiadłszy z powozu, udała się do swoich pokoi, zostawiając nas sam na sam w słabo oświetlonym salonie: łagodny półmrok, dodający odwagi trwożliwej miłości.
Bez trudu udało mi się skierować rozmowę na zamierzone tory. Zapał uroczej kaznodziejki przyszedł mi z pomocą. „Skoro się jest tak powołanym do tego, aby czynić dobrze, rzekła, opierając na mnie swe lube spojrzenie, jak można trawić życie na złem?“ — Nie zasługuję, odparłem, ani na tę pochwałę, ani na takie potępienie; i nie pojmuję, w jaki sposób, przy tym rozumie i bystrości, jaką pani posiada, nie przeniknęłaś jeszcze mojej tajemnicy. Chociażby szczerość miała zaszkodzić mi w pani oczach, zbyt godną jesteś jej pani, bym mógł przed tobą coś ukrywać. Klucz do mojego dotychczasowego życia znajdziesz w mym charakterze, niestety nazbyt słabym. Otoczony towarzystwem ludzi bez zasad, naśladowałem ich błędy; być może nawet, siliłem się, aby ich jeszcze przewyższyć. Tak samo teraz, pociągnięty przykładem cnoty, choć bez nadziei dorównania ci, pani, chciałem próbować przynajmniej zbliżyć się do ciebie. Kto wie? ten czyn, za który chwalisz mnie dzisiaj, straciłby może całą wartość w twoich oczach, gdybyś znała jego prawdziwe pobudki (widzisz markizo, jak bliskim tutaj byłem najistotniejszej pra-
Strona:Pierre Choderlos de Laclos-Niebezpieczne związki.djvu/073
Ta strona została uwierzytelniona.