Wicehrabia de Valmont do Markizy de Merteuil.
Mówisz wspaniale, moja piękna przyjaciółko: ale po co zadawać sobie tyle trudu, aby udowodnić coś, o czem nikt nie wątpi. Aby szybko iść naprzód w miłości, lepiej jest mówić, niż pisać; to, jak sądzę, sens moralny całego twojego listu. Ależ to są najelementarniejsze zasady sztuki uwodzenia! Pozwolę sobie tylko zauważyć, że ty dopuszczasz jeden tylko jedyny wyjątek od tej zasady, gdy tymczasem istnieją dwa. Do dzieci, które wstępują na tę drogę przez nieśmiałość, a wydają się na łup przez niewiedzę, trzeba dołączyć jeszcze kobiety-pięknoduszki, które dają się na nią wciągnąć przez miłość własną, a które próżność zapędza wreszcie do pułapki. Tak naprzykład jestem pewny, że gdy hrabina de B... odpowiedziała bez trudności na mój pierwszy list, nie kochała się wówczas we mnie ani trochę więcej, niż ja w niej i chwyciła się jedynie sposobności porozprawiania na temat, w którym da się powiedzieć wiele ładnych rzeczy.
Jakbądź się rzeczy mają, adwokat powiedziałby ci, markizo, że kwestya zasad jest w tym przypadku zgoła bezprzedmiotową. Bowiem ty, jak widzę, przypuszczasz, że ja mam wolny wybór pomiędzy pisaniem a rozmową; tak zaś nie jest. Od czasu wypadku z dnia 19-tego, moja okrutna, obwarowana jak forteca, unika wszelkiej możliwości spotkania, i to ze zręcznością wobec której moja staje się bezradną; do tego stopnia, że jeżeli to ma potrwać dłużej, będę zmuszony poważnie zastanowić się nad sposobami odzyskania straconej przewagi, bo nie mogę przecież ścierpieć, bym miał uznać się przez nią pobitym na jakimkolwiek terenie. Moje listy nawet stały się przedmiotem cichej wojny podjazdowej; nie dość, że na nie nie odpowiada, ale wprost nie